Jacek Opaluch

Facebook

Facebook: uśmiechnij się, jesteś fanem

Cannes Lions

A gdyby tak odwrócić sytuację.
Sieć jest martwa, digital marketing (jaki jest polski odpowiednik?) jest martwy, nowe kanały komunikacji są już stare i się kończą, telewizja przeżywa renesans.
Facebook służy do plotkowania, display przestaje być zauważalny, ocenianie skuteczności działań to mitologia.

W końcu to kultura obrazka, mięśnia i trzech sekund.

Po pierwsze, nie lubimy się uczyć (choć od tego zależy nasz rozwój), po drugie nie lubimy się wysilać, jeśli nie ma z tego określonego profitu. Ten profit to wymierna nagroda, świadomość, że ktoś / coś nas zauważyło i w końcu- nasze własne zadowolenie. Do tego- nie lubimy podejmować decyzji.
My, użytkownicy.

Dlaczego więc kanały takie jak Facebook są ważne?
Właśnie dlatego, że nie zmuszają użytkownika do działania. Korzystając z FB nie myślimy kompletnie o tym, że ktoś próbuje nas zaangażować w grę ze swoją marką - chyba, że robi to wyraźnie nieudolnie. Facebook to takie miejsce, gdzie wpada się spotkać znajomych, chwilę pobawić... czasami dłuższą chwilę... pośledzić, co się zmienia i czy ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia. To taka kategoria miejsc, do których się wpada jak już nie ma gdzie pójść.
I to właściwie najważniejsza zaleta.

No, i czy ktoś potrafi powiedzieć, czemu właściwie służy Facebook?

Może to nieistotne, bo przecież nie zmienia faktu, że strona adidas Originals to prawie 2 miliiony fanów, strona kodaka: 8 tysięcy fanów, strona apple students: milion 300 tysięcy fanów, social media for small business czyli DELL: 33 tysiące fanów, marmite (takie jedzenie): 23 tysięcy fanów. Tysiące, czasami miliony potencjalnych odbiorców pozyskanych praktycznie za darmo, do których można w każdej chwili wysłać wiadomość.
Jeśli nawet 5% z nich wykazuje aktywność, to te 5% jest właśnie nośnikiem informacji i przekazuje ją dalej. Mamy do czynienia już nie z kulturą czytania newsów, ale przeglądania nagłówków. Ocena informacji to nie sprawdzanie jej merytoryczności - ale ilości osób potwierdzających jej... istnienie? obecność?.

To nie informacja staje się ważna, ale ważność informacji. Jej popularność. Jej zauważalność. Liczba osób, które wiedzą, że ta informacja istnieje. I oczywiście - za informacją stoi marka. Mimowolna, nieinwazyjna obecność, stały pressing i wbijanie się do głowy.

Bo przecież: adidas to newsy, strona "your area", promocje, produkt, zdjęcia fanów. I tysiące ludzi klikającyh "lubię to" i komentujących (o stopniu zaangażowania może świadczyć fakt, że na 3,5 tys. osób podbijających post skomentowało go 170).
Kodak: newsy z życia marki plus zdjęcia użytkowników.
Apple Students: kolejny raz - nowości, trochę o sklepie, parę list przebojów, promocje.
Social Media for Small Business – Powered by Dell to to samo co inni plus parę zdań (w rodzaju: "The beauty of social media is that it is highly measurable using tools like Google Analytics.", które służą za podręczniki poruszania się w przestrzeni Social).

I tak dalej, i tak dalej.
Skąd więc popularność? I czy warto?

Warto, ponieważ nie od dziś wiadomo, że świadomość marki jest równie ważna jak świadomość samego produktu. Współczesność wymusza wręcz działania, które będą utrwalały rozpoznawanie, wartością nie jest to, co marka wytwarza, ale ona sama w sobie. But to but, adidas to adidas....
Panasonic DMC-LX3 i Leica D-LUX 4 to praktycznie ten sama aparat. Różni je jedynie oprogramowanie, w stopniu praktycznie niezauważalnym. Ale Leica to historia. To legenda fotografii, to nazwiska, najsławniejsze fotografie świata. Czerwona kropka na aparacie to symbol nie tylko jakości, ale także statusu. Oraz ceny oczywiście (Leica w tym wydaniu kosztuje o jakieś tysiąc złoty więcej). Kupując Leicę, kupujesz nie tylko sprzęt do robienia zdjęć - kupujesz swoje samopoczucie, nadzieje i przynależność do pewnego kręgu. Jak to skomentował jeden z użytkowników - "kiedy pracuję z aparatem Panasonic, robię zdjęcia. Kiedy biorę do ręki Leicę - tworzę obrazy."
Status, krąg, marka.

Statystycznie ludzie dążą do tego, aby być w czymś, z kimś. Wiążą się, aglomerują, zapisują. Zostają fanami. Efemerycznie, na parę chwil. Ale jednak. Zostawiają swój kontakt, lecą dalej.

Ten kontakt zostanie wykorzystany. Do wysłania wiadomości, do określenia profilu użytkownika i jego preferencji, do podsunięcia pod nos oferty.
Do zabawy.

Jesteś fanem. To zobowiązuje.
Marketingowców, rzecz jasna.

DRUKUJ